niedziela, 21 czerwca 2009

Niedzielne zwiedzanie, piątkowe imprezowanie

Niedzielny poranek, niewypoczęci po szaleństwach piątkowej i sobotniej nocy, zastanawiamy się co robić - za oknem słońce, 28 stopni, trochę szkoda marnować dnia... Decydujemy się na zwiedzanie. Wybór pada na pałac Changdeokgunk i Namsangol Hanok Village. Upał i duchota dają się we znaki, ale dzielnie zmierzamy do celu :) Razem z grupą obcokrajowców poznajemy historię miejsca i odkrywamy jego zakątki :)

Pałac wybudowany został w 1405 roku, jednak podczas japońskiej inwazji w 1592 roku został niejednokrotnie spalony. To co widzieliśmy właśnie wczoraj, zostało ostatecznie przebudowane w 1868 roku.







Nasza pani przewodnik - niestety jej angielski pozostawiał wiele do życzenia [nawet moi australijscy i amerykańscy koledzy mieli problem ze zrozumieniem :P]
The Secret Garden - szczerze mówiąc, nie tego się spodziewałam. Słysząc tę nazwę wyobrażałam sobie ogród pełen kwiatów, zieleni, trawy... a tu...? Asfalt, bajorko, sklep, toalety... A podobno ten kompleks istnieje na liscie UNESCO ze wzgledu na architekturę i roslinność, która go otacza.










Namsangol Hanok Village - niewielka wioska w staromodnym, aczkolwiek miejskim stylu :)





Tradycyjne tańce koreańskie


Król, królowa i król :D
Czas na chwilę relaksu... :)

Nieco prymitywna zabawa - polega na toczeniu tego oto okręgu za pomocą specjalnej "rurki"


Cofnijmy się w czasie - piątkowa integracja grupy rosyjsko-ukraińsko-brazylijsko-polsko-amerykańsko-australijskiej :)

Merci - wygrzebane z walizki :D Całkiem o nim zapomniałam... Zostało pochłonięte błyskawicznie :P

No comments :)





Czas się zbierać do pracy, na szczęście zaczyna być jej więcej :)

niedziela, 14 czerwca 2009

Feel your imagination at Seoul skyline - N SEOUL TOWER.


"Would you like to take a bird is-eyes view of Seoul in all her glory?"
Oczywiście :) Tak więc w sobotę wybrałyśmy się prawie na sam szczyt wieży. Droga była długa i męcząca, ze względu na upał i komary, ale dało się o tym zapomnieć, bo wokół nas było wręcz cuuuuudownie - zielono i spokojnie.



Nasz zaciesz spowodowany dziwacznym zachowaniem pewnego Koreańczyka ;P



Powoli zbliżamy się do celu....

Gdy dotarłyśmy do celu, nogi wchodziły nam nie powiem gdzie, ale nie spoczęłyśmy nawet na chwilę :) Pierwszy wybór padł na Teddy Bear Museum, czyli muzeum misia :) Tego jeszcze nie widziałam, misie na farmie, król i królowa misiów, miś na koniu, miś-rycerz, miś w autobusie... Tylko Azjaci mogą na takie coś wpaść :)))

Wyznania miłosne w formie mini kafelek
Taaa... musisz połknąć swój kluczyk :D


Tak koreańskie pary wyznają sobie miłość - łącząc dwie kłódki na Seoul Tower. Podobno jest to popularne miejsce zaręczyn zakochanych :)





Król misiów - jemu trzeba było zrobić zdjęcie :D








Nadszedł czas na wjazd na samą wieżę!
Wjechałyśmy windą na wysokość 479 m i zachwycałyśmy się widokiem na Seoul, na oknach znajdowały się także informacje wskazujące kierunki poszczególnych państw i ich miast - Polski nie było :/ Nawet Słowacja była! Pfff...

Taaak, z braku laku... :)






Jednogłośnie zdecydowałyśmy, że wrócimy busem, jakoś niebardzo byłyśmy skore do dalszej wędrówki ;) Głodne, zmęczona i spocone wylądowałyśmy w Subway'u, pochłonęłyśmy nasze kanapki i się pożegnałyśmy.

Słodka dzidzia w autobusie :)


Wieczorem byłam już padnięta, ale nie zrezygnowałam z wyjścia z moimi współlokatorami. Początkowo graliśmy w bilard w niemal pustym klubie, ale około 3:00 nad ranem klub zapełnił się prawie samymi modelami i modelkami. Bawiliśmy się wyśmienicie i wróciliśmy do domu ok 7:00 :)
Można sobie wyobrazić jak wyglądała moja niedziela.... Prawie cały dzień spędziłam na sofie z laptopem na kolanach.

I znów poniedziałek. Tylko dwa castingi, niestety. Zastanawiam się, jak mam dostać pracę , skoro właściwie nie mam castingów?! Coraz bardziej zaczynam się o to martwić....