poniedziałek, 29 grudnia 2008




W związku z tym, że zaniedbałam ostatnio bloga, składam spóźnione życzenia świąteczne i noworoczne. Życzę przede wszystkim zdrowia i szczęścia oraz aby nadchodzący rok 2009 był jeszcze lepszy niż 2008 :)

Jedno z postanowień noworocznych - regularnie pisać!


Nuta na teraz: 
Czesław Mozil, ahhh...
(najlepszy koncert na jakim kiedykolwiek byłam)



PS. Z racji tego, że historia lubi się powtarzać, nawiedzam Japonię już wkrótce :) oby było tam znacznie cieplej niż w Polsce!

środa, 5 listopada 2008

KIUSIU!

Archeologiczne dowody stawiają wyspę Kiusiu jako najwcześniej zamieszkałe terytorium Japonii. Jest to jedna z większych wysp o powierzchni liczącej 35,640 km kwadratowych i populacji ludności ok. 14,779 000. Klimat tego miejsca jest niesamowity... Miasto, które odwiedziłam leży na południowo – zachodnim wybrzeżu wyspy i nazywa się Kumamoto. W powietrzu czuć niezwykłość i magię tego miejsca - wspaniała architektura (Zamek Kumamoto, na który miałam widok z okna), góry oraz liczne czynne wulkany. Jeden z nich, fascynujący olbrzym (niestety nie miałam czasu go zobaczyć) – Aso, jest jednym z największych wulkanów na świecie. Ze względu na niestabilność, szczyt  często zamykany jest dla turystów. Zatrzymałam się na jedną noc w hotelu Mielparque. Po przylocie od razu zostałam „zagnana” do pracy, następnego dnia również, zaraz po śniadaniu. Trzeba przyznać, że praca była zupełnie inna niż w moich wyobrażeniach... W pierwszy dzień do zdjęć miałam ubrany tradycyjny japoński strój, czyli... kimono. Praktycznie żadna kobieta nie jest w stanie założyć kimona bez sztabu pomocnic, dlatego ubierano mnie przez ponad 30 minut, nakładając tysiące warstw różnych materiałów. Do tego białe skarpety z dwoma palcami, śmieszne japonki, wachlarz, torebeczka i na zdjęcia! Zaraz, zaraz? Jak w tym się chodzi? Dlaczego tak ciśnie? Przez najbliższe cztery godziny mogłam zapomnieć o toalecie :P Przeżycie – niezapomniane :) Drugi dzień wygladał już bardziej po „europejsku”, czyli miałam robione zdjęcia w dwóch tradycyjnych sukniach ślubnych.

Kimono :)
Urocza skarpetka :)

Issu vai, vai :P

Drzewko z szczęśliwymi wróżbami :)
"A gdzie moj mąż?!?"
Ptysiem jestem...


Szajba pod koniec pracy :)
Attention please! :D

 

 

 

 

sobota, 1 listopada 2008

HALLOWEEN!!!


Moje pierwsze Halloween w życiu... I na pewno nie ostatnie!

Zabawa w agencji :)

Alice, Diabłek & Miss Cherry

Z Abem :) Chłopie zjedz coś wreszcie!!


Zmiana miejsca.... Zbieramy ekipę :)





Moja maleńka :*




wtorek, 28 października 2008

We <3 Shinsaibashi


Z Kasieńką :*

"Co chcesz od chłopaków, którzy ciągle siedzą na murku?!" :D

Shopping :]


A to niespodzianka :P  żubrówka (0,5 l) kosztuje tutaj ok. 46,50 zł.

Gdzie jest Wallie?
:)





Prawie jak Harajuku w Tokio :)

Shinsaibashi nocą....

piątek, 3 października 2008

Co?!

W czwartek miałam pracę, zdjęcia na poster reklamujący ubrania jakiejś marki ubrań. W sumie tylko dwie zmiany ciuchów, pozowanie przez 8 godzin... Delikatny makijaż, włosy - loczki, sukienka, kurtka z futerkiem... Niby nic, a jednak?
Pod koniec owej pracy zaczęłam mieć kłopoty z oczami - lekkie łzawienie, zbyt częste mruganie. Podejrzewałam, że to od mocnego światła z lampy, którą ustawił przede mną fotograf. 
Skończyłam pracę, potem miałam casting i wreszcie mogłam pójść do domu. Ale z oczami było coraz gorzej. "Oho, chyba będę chora" - dziwne uczucie w oczach to u mnie pierwszy objaw przeziębienia. Szybciutko wzięłam wszystkie witaminki, aspirynki itp. i położyłam się spać. Nastepnego dnia znów trzeba było wstać do pracy, ale spokojnie mogłam się wyspać, bo budzik miałam nastawiony na 7:30...
Wstałam jednak ok. 4:30 - chyba z bólu. Nie mogłam w pełni otworzyć oczu, ale zamykanie ich wcale nie przynosiło ulgi. Spojrzałam do lustra i się przeraziłam - nawiedził mnie  zombie, japoński zombie!! Spuchnięta twarz, powieki, nos, czerwone białka. Po kilku desperackich próbach ratowania twarzy i przywrócenia jej jako takiego wyglądu  (okłady z herbaty, krople Visine, okład z mrożonek :P) poddałam się. Trudno, trzeba zadzwonić do szefowej... 
Na szczęście szybko znaleźli dziewczę na moje zastępstwo (buu, przepadła mi praca), a ja wylądowałam u okulisty. Po kilku godzinach spędzonych u lekarza werdykt brzmiał - "ostre zapalenie spojówek i alergia". "Że co? Jaka alergia?" Nigdy nie byłam alergikiem. "Na co?" I tu pojawia się lista z tysiącem rzeczy, które mogły mnie uczulić - maskara, cień do powiek, krem, podkład, futro, materiał sukienki, bla, bla bla.... 
Wczorajszy dzień był koszmarny. Choć dostałam lekarstwa, to wcale nie przynosiły ulgi. Ból sięgający od twarzy po dekolt był niemiłosierny. Na dodatek zaczęło kapać z nosa.... Poza tym dostałam nakaz chodzenia przez tw okularach przeciwsłonecznych non stop :D

Dziś jest już odrobinkę lepiej, mam nadzieję, że w poniedziałek nie będzie już śladu po tym paskudzctwie... Mogłabym wstawić zdjęcie ukazujące moje oczy w najgorszym momencie, ale po co straszyć ludzi? Jeszcze pomyślicie, że zombie naprawdę istnieje :P

piątek, 26 września 2008

Job

Choć w Osace do zdjęć modowych (w sensie takich, których nie wstyd pokazać gdzieś np. w Europie) raczej się nie pozuje (ehhh), to w dzisiejszej pracy byłam nawet miło zaskoczona :) nie było tak źle! I choć spędziłam na nogach 13 godzin to nie padam, wręcz przeciwnie :) 
a oto polaroidy z pracy...



żeby zrobić te zdjęcia, czekaliśmy około 1,5 godziny na zachód słońca :D


niedziela, 21 września 2008

OSAKA AQUARIUM KAIYUKAN



Ahh, co za dzień!!
Postanowiłyśmy wybrać się do Kaiyukan, akwarium, w którym znajduje się 35 tysięcy zwierząt wodnych w 14 zbiornikach, z których największy jest jednocześnie największym zbiornikiem na świecie (5,4 tysiąca ton wody). 


Takie cuda natury można tam zobaczyć:

"Latające" ryby...;] 
Wydry morskie - niczym zmutowane niedźwiedzie polarne :)
Ryby o różnych kształtach i kolorach tęczy...
Olbrzymie żółwie....
...wyglądające jak skamieniałości (Matamata)

Rekiny...
I nieco mniejsze rybki :)
Japońskie kraby pacyficzne (największe stawonogi na świecie!)
Przepiękne meduzy....

Słodkie pingwiny :)

Barwne życie podwodne...



Po zwiedzaniu nadszedł czas na relaks. Wybrałyśmy się do IMAX, kina trójwymiarowego. Po drodze spotkałyśmy uroczego Mac Doga :) (Psy w ubraniach nikogo nie dziwią, sklepy z odzieżą i akcesoriami dla psiaków są na porządku dziennym :P)



Przed rozpoczęciem filmu :) (MummiesSecret Of The Pharaohs)

A na zakończenie dnia - przejażdżka na diabelskim młynie! Tempozan jest jednym z największych na świecie.

Widok na Osakę:



Dzień zaliczam do baaaardzo udanych!!