niedziela, 14 września 2008

Yakuza??

Około godziny 19, kiedy w Osace zrobiło się już ciemno, ale miasto jak zwykle było sprytnie oświetlone przez światła mijających samochodów i neony na budynkach, postanowiłyśmy odpocząć przy najlepszej mrożonej kawie, z najlepszym syropem orzechowym, w najlepszej kawiarni – Starbucks. Tak sobie siedziałyśmy i  kątem oka obserwowałyśmy kobietę, która uporczywie próbowała zrobić z kubraczka (hmm, tekturka nakładana na kubek z gorącą kawą, chroniąca przed poparzeniem) czapkę dla swojego mini pieka, który siedział w torbie. Ratlerek nie wyglądał na szczególnie uszczęśliwionego tym pomysłem, ale niestety siedział uwięziony w kolorowej torbie i tylko mógł pomarzyć o ucieczce od swojej nieco szalonej pani. Delektując się przepysznym napojem, dostrzegłyśmy świetny, wypucowany na błysk samochód, który zatrzymał się obok nas. Kierowca pędem obiegł limuzynę dookoła i otworzył drzwi z tyłu. Ukazały się nam krótkie blond włosy, a następnie ciemne okulary i srebrny dres. Był to starszy człowiek, ale chyba za wszelką cenę chciał odmłodzić swój image. Wyglądał jak przybysz z innej planety, na każdym palcu u ręki nosił bynajmniej nieskromne sygnety, a szyję oplatały srebrne, grube łańcuchy. Patrzyłyśmy się tak na niego przez dłuższy czas z otwartymi buziami i wybałuszonymi oczami, aż nagle ów pan się odezwał do swojego służącego. Jego podniesiony głos przypominał skrzek wrony. Żałowałam, że nie rozumiem japońskiego, bo mógł używać slangu, charakterystycznego dla... yakuzy. Właśnie to przyszło nam do głowy –  przed oczami miałyśmy członka mafii japońskiej. Próbowałam dopatrzeć się charakterystycznych tatuaży na ciele, ale niestety Japoniec nie raczył ściągnąć swojej srebrzystej bluzy, mimo męczącej duchoty. Japończycy żartują, że gdy podczas 40 stopniowego upału  zobaczy się na ulicy mężczyznę ubranego w koszulę z długimi rękawami, to można być pewnym, że to członek mafii :) Wspomniany wcześniej szofer skakał wokół swojego pana niczym wytresowany piesek, to przyniósł mu kawę, to popielniczkę, odpalił cygaro, potem odszedł od swojego króla i zajął się przenoszeniem tajemniczej walizki, która znajdowała się w bagażniku samochodu.

Zwróciłam uwagę na dłonie ‘mafioza’. Paznokieć w małym  palcu znacznie wyrózniał się długością, a dodatek był pomalowany na srebrny kolor. Ciekawe... Na szczęście doliczyłam się wszystkich palców (większość jakuza obcina(ło) sobie mały palec – była to kara za różne błędy. Teraz to już raczej stereotyp). „Jeśli kiedyś znajdziemy się w sytuacji gdzie będziemy się spierać z mężczyzną któremu brakuje paru palców , lepiej przeprosić , pokłonić się i oddalić” :)

Wyciągnęłam swój telefon i zaczęłam robić zdjęcia, udając, że piszę wiadomość... :)



Brak komentarzy: