"Would you like to take a bird is-eyes view of Seoul in all her glory?"
Oczywiście :) Tak więc w sobotę wybrałyśmy się prawie na sam szczyt wieży. Droga była długa i męcząca, ze względu na upał i komary, ale dało się o tym zapomnieć, bo wokół nas było wręcz cuuuuudownie - zielono i spokojnie.
Nasz zaciesz spowodowany dziwacznym zachowaniem pewnego Koreańczyka ;P
Powoli zbliżamy się do celu....
Gdy dotarłyśmy do celu, nogi wchodziły nam nie powiem gdzie, ale nie spoczęłyśmy nawet na chwilę :) Pierwszy wybór padł na Teddy Bear Museum, czyli muzeum misia :) Tego jeszcze nie widziałam, misie na farmie, król i królowa misiów, miś na koniu, miś-rycerz, miś w autobusie... Tylko Azjaci mogą na takie coś wpaść :)))
Wyznania miłosne w formie mini kafelek
Taaa... musisz połknąć swój kluczyk :D
Tak koreańskie pary wyznają sobie miłość - łącząc dwie kłódki na Seoul Tower. Podobno jest to popularne miejsce zaręczyn zakochanych :)
Król misiów - jemu trzeba było zrobić zdjęcie :D
Nadszedł czas na wjazd na samą wieżę!
Wjechałyśmy windą na wysokość 479 m i zachwycałyśmy się widokiem na Seoul, na oknach znajdowały się także informacje wskazujące kierunki poszczególnych państw i ich miast - Polski nie było :/ Nawet Słowacja była! Pfff...
Taaak, z braku laku... :)
Jednogłośnie zdecydowałyśmy, że wrócimy busem, jakoś niebardzo byłyśmy skore do dalszej wędrówki ;) Głodne, zmęczona i spocone wylądowałyśmy w Subway'u, pochłonęłyśmy nasze kanapki i się pożegnałyśmy.
Słodka dzidzia w autobusie :)
Wieczorem byłam już padnięta, ale nie zrezygnowałam z wyjścia z moimi współlokatorami. Początkowo graliśmy w bilard w niemal pustym klubie, ale około 3:00 nad ranem klub zapełnił się prawie samymi modelami i modelkami. Bawiliśmy się wyśmienicie i wróciliśmy do domu ok 7:00 :)
Można sobie wyobrazić jak wyglądała moja niedziela.... Prawie cały dzień spędziłam na sofie z laptopem na kolanach.
I znów poniedziałek. Tylko dwa castingi, niestety. Zastanawiam się, jak mam dostać pracę , skoro właściwie nie mam castingów?! Coraz bardziej zaczynam się o to martwić....
5 komentarzy:
kocham koreanskie dzieci...;d
Z nosem widzę wszystko okej :) Też miałem złamany :/ Sam Hoszu pisał do mnie wczoraj jak ma daleko wkładać te rurki do nosa...
haha, wiem, do mnie też pisał :) i to nie jeden raz! biedny, przerażony Hoszu :)
a z nosem jest ok, zapomniałam nawet, że złamałam...
kooooochana, ale masz super fotki!
zazdroszcze ci teg zwiedzania..
oj czemu nie jestem tamz Toba?? :((
Kocham! :* love love MAX!
/K
Misie, cudne, że prze... :)
Prześlij komentarz