wtorek, 17 września 2013

Tak sentymentalnie się zrobiło...



Podczas niemal wszystkich zagranicznych kontraktów prowadziłam pamiętnik, dzięki czemu dzisiaj mam stos grubych zeszytów zapełnionych wspomnieniami z pierwszych wyjazdów. Pierwsza podróż – 8 lat temu! – na Tajwan. Pierwszy lot samolotem, pierwszy raz  tak długo bez rodziców, sama w wielkim mieście. Lotu z Wrocławia na któreś z niemieckich lotnisk praktycznie nie pamiętam, potem była przesiadka w Hong Kongu, gdzie tamtejsze lotnisko wydawało się być wielkości mojego miasta. Pamiętam, że wtedy po raz pierwszy puściły mi nerwy (mój lot do Tajpej był opóźniony przez tajfun, ale ja w całym tym szoku niewiele mogłam zrozumieć) i zamknięta w toalecie beczałam mamie w słuchawkę telefonu. Zaraz potem, gdy już nieco ochłonęłam, podeszła do mnie sympatyczna starsza kobieta i zabrała na kolację do lotniskowej restauracji. Wtedy chyba po raz drugi w życiu chwyciłam pałeczki w dłoń, i jak gdyby nigdy nic, zaczęłam bez problemu jeść jakieś chińskie danie :-) Od samego początku miałam szczęście do ludzi na wyjazdach, bo wokół mnie zawsze były osoby, na których mogłam polegać.
Pierwszy kontrakt w Tajpej to była niesamowita przygoda, a nieraz też i męczarnia. Dziewczyny, które pracowały w Chinach bądź właśnie na Tajwanie, wiedzą o czym mówię. Przeciętna praca wygląda tak, że od samego rana przerabia się średnio 100-200 zestawów ubrań, kilka(naście) zmian makijażu i fryzury. Czasem wracałam do domu około 23:00, a budzik musiałam nastawić na 4:00 rano. Przebywałam w Tajpej w środku lata, gdzie temperatury sięgają 40 stopni Celsjusza, a podczas sesji fotografuje się kolekcje zimowe. Pamiętam prace w tzw. location, czyli w lesie, na łące, na boisku, nad wodą - byle na zewnątrz,  gdzie przez 9 godzin pozowałam w zimowym płaszczu, kozakach, rękawiczkach i czapce, z wiecznie przyklejonym uśmiechem na twarzy. Z sentymentem wspominam Tajpej, bo mimo tego, że naprawdę czasem było hardcorowo (uwierzcie, praca modelki naprawdę nie jest super łatwa), to było dla mnie idealne miejsce na pierwszy wyjazd - trafiłam na świetnych ludzi (pomijając niektóre przypadki w pracy, gdzie niektórzy po prostu zapominają, że modelka to też człowiek), nauczyłam się rozmawiać po angielsku, zarobiłam pierwsze własne pieniądze i zwiedziłam tak egzotyczne i odległe miejsce. Czasem, gdy opowiadam o swoim pierwszym kontrakcie, to niektórzy nie mogą uwierzyć, że moi rodzice puścili mnie samopas na dwumiesięczny kontrakt w Azji. W sumie rozumiem to zaskoczenie, bo teraz sama traktuję tak młode dziewczyny jak dzieci. Ale moi rodzice nie zwątpili we mnie, widzieli jak bardzo mi na tym zależy i po prostu mi ufali. Z niemal trzymiesięcznego kontraktu (bo po Tajpej poleciałam na miesiąc do Tokio) wróciłam cała i zdrowa, mądrzejsza, dojrzalsza i z bagażem nowych doświadczeń. Bez problemu nadrobiłam zaległości w szkole i ostatecznie rodzice byli pewni, że ich decyzja była właściwa :-) Sama nie wiem kiedy ten czas tak zleciał. Wprawdzie wyjeżdżałam stosunkowo rzadko, bo tylko w wakacje i czasem w ferie zimowe, to i tak jestem przeszczęśliwa, że udało mi się być w tych wszystkich miejscach. Nie chcę żeby ta notka brzmiała jak pożegnanie z modelingiem, po prostu wzięło mnie dziś na wspomnienia, a poza tym kontrakt w Seulu dobiega końca (zostało 12 dni, 14 godzin, 10 minut :-)) i zaraz trzeba będzie wrócić do studenckiej rzeczywistości...


Tajpej, 2005 - pierwsze współlokatorki, wśród nich Nadia ze Słowacji, z którą mieszkałam jeszcze podczas innych kontraktow i do tej pory utrzymuję kontakt.


 Pierwsze prace w Tajpej

 


Elle Girl






 Agencja Zucca w Tokio


 I znów z Nadią, tym razem w Tokio :)

Z Nathane z Brazylii, z którą do dnia dzisiejszego utrzymuję kontakt.

Praca w Tokio - pokaz makijażu Shu Uemura

Shibuya Crossing






Zdjęcia prac z Tokio 2005/2006







Brak komentarzy: