Podczas niemal wszystkich zagranicznych kontraktów
prowadziłam pamiętnik, dzięki czemu dzisiaj mam stos grubych zeszytów zapełnionych wspomnieniami z pierwszych wyjazdów. Pierwsza
podróż – 8 lat temu! – na Tajwan. Pierwszy lot samolotem, pierwszy raz tak długo bez rodziców, sama w wielkim
mieście. Lotu z Wrocławia na któreś z niemieckich lotnisk praktycznie nie
pamiętam, potem była przesiadka w Hong Kongu, gdzie tamtejsze lotnisko wydawało
się być wielkości mojego miasta. Pamiętam, że wtedy po raz pierwszy puściły mi
nerwy (mój lot do Tajpej był opóźniony przez tajfun, ale ja w całym tym szoku
niewiele mogłam zrozumieć) i zamknięta w toalecie beczałam mamie w słuchawkę
telefonu. Zaraz potem, gdy już nieco ochłonęłam, podeszła do mnie sympatyczna
starsza kobieta i zabrała na kolację do lotniskowej restauracji. Wtedy chyba po
raz drugi w życiu chwyciłam pałeczki w dłoń, i jak gdyby nigdy nic, zaczęłam
bez problemu jeść jakieś chińskie danie :-) Od samego początku miałam szczęście
do ludzi na wyjazdach, bo wokół mnie zawsze były osoby, na których mogłam polegać.
Pierwszy kontrakt w Tajpej to była niesamowita przygoda, a
nieraz też i męczarnia. Dziewczyny, które pracowały w Chinach bądź właśnie na
Tajwanie, wiedzą o czym mówię. Przeciętna praca wygląda tak, że od samego rana
przerabia się średnio 100-200 zestawów ubrań, kilka(naście) zmian makijażu i
fryzury. Czasem wracałam do domu około 23:00, a budzik musiałam nastawić na
4:00 rano. Przebywałam w Tajpej w środku lata, gdzie temperatury sięgają 40 stopni
Celsjusza, a podczas sesji fotografuje się kolekcje zimowe. Pamiętam prace w
tzw. location, czyli w lesie, na
łące, na boisku, nad wodą - byle na zewnątrz,
gdzie przez 9 godzin pozowałam w zimowym płaszczu, kozakach,
rękawiczkach i czapce, z wiecznie przyklejonym uśmiechem na twarzy. Z
sentymentem wspominam Tajpej, bo mimo tego, że naprawdę czasem było hardcorowo
(uwierzcie, praca modelki naprawdę nie jest super łatwa), to było dla mnie
idealne miejsce na pierwszy wyjazd - trafiłam na świetnych ludzi (pomijając
niektóre przypadki w pracy, gdzie niektórzy po prostu zapominają, że modelka to
też człowiek), nauczyłam się rozmawiać po angielsku, zarobiłam pierwsze własne
pieniądze i zwiedziłam tak egzotyczne i odległe miejsce. Czasem, gdy opowiadam o swoim pierwszym kontrakcie, to niektórzy nie mogą uwierzyć, że moi rodzice
puścili mnie samopas na dwumiesięczny kontrakt w Azji. W sumie rozumiem to
zaskoczenie, bo teraz sama traktuję tak młode dziewczyny jak dzieci. Ale moi
rodzice nie zwątpili we mnie, widzieli jak bardzo mi na tym zależy i po prostu
mi ufali. Z niemal trzymiesięcznego kontraktu (bo po Tajpej poleciałam na
miesiąc do Tokio) wróciłam cała i zdrowa, mądrzejsza, dojrzalsza i z bagażem
nowych doświadczeń. Bez problemu nadrobiłam zaległości w szkole i ostatecznie rodzice byli
pewni, że ich decyzja była właściwa :-) Sama nie wiem kiedy ten czas tak
zleciał. Wprawdzie wyjeżdżałam stosunkowo rzadko, bo tylko w wakacje i czasem w
ferie zimowe, to i tak jestem przeszczęśliwa, że udało mi się być w tych
wszystkich miejscach. Nie chcę żeby ta notka brzmiała jak pożegnanie z
modelingiem, po prostu wzięło mnie dziś na wspomnienia, a poza tym kontrakt w Seulu dobiega końca (zostało 12 dni, 14 godzin, 10 minut :-)) i zaraz trzeba będzie wrócić do studenckiej rzeczywistości...
Tajpej, 2005 - pierwsze
współlokatorki, wśród nich Nadia ze Słowacji, z którą mieszkałam jeszcze podczas
innych kontraktow i do tej pory utrzymuję kontakt.
Pierwsze prace w Tajpej
Elle Girl
Agencja Zucca w Tokio
I znów z Nadią, tym razem w Tokio :)
Z Nathane z Brazylii, z którą do dnia dzisiejszego utrzymuję kontakt.
Praca w Tokio - pokaz makijażu Shu Uemura
Shibuya Crossing
Zdjęcia prac z Tokio 2005/2006
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz